Szukając jakiegoś fajnego miejsca do wspinu i przy okazji do pooglądania świata w majówkę, zdecydowaliśmy się na Italię. Bo wiadomo i słoneczna, i dobrego wina można pokosztować, że o ośmiorniczkach nie wspomnę. Przez Booking.com klepnęliśmy kwaterę Residence Monika, w Riva del Garda. Rozsądny stosunek jakości do ceny, biorąc pod uwagę, że na miejscu to początek sezonu żeglarskiego, rolkowego, rowerowego, biegowego, wspinaczkowego i Bóg wie jakiego jeszcze, co zwłaszcza w weekendy dało się zauważyć. Poza tym blisko nad jezioro, w skały no i do Lidla, co ważne gdy budżet napięty. Na miejscu basen pod palmami, ruszty do grilla, wypożyczalnia rowerów, duży parking dla samochodów i cisza, i spokój. Do Arco, mekki zakupów sprzętu i ciuchów trekkingowo-wspinaczkowych, 10 minut samochodem. Trzeba tylko pamiętać o sjeście, w większości sklepów jest od 12,30 do 15.
Wspinaczkowo zaliczyliśmy dwa rejony: Val Lomasone i Nago Torbole. Oba ciągną się jak spaghetti i oba w większości sektorów są usytuowane kaskadowo. A to znaczy, że można robić bardzo fajne zdjęcia będąc na wysokości wspinacza a nie jak to bywa zazwyczaj- od dupy strony:).
A skały to dobrze trzymający wapień, choć na bardziej popularnych V i VI czasem trzeba spinać łydy i poślady, i uwierzyć w tarcie, zanim znajdzie się coś, z czego można spokojnie zrobić wpinkę. Niemniej jest to nieporównywalnie bardziej komfortowe wspinanie niż na Jurze. Wielość i różnorodność dróg usatysfakcjonuje każdego, czego najlepszym dowodem jest to, że pod skałą można było spokojnie porozumiewać się po polsku z większością wspinaczy.
Czasami kłębił się tam dziki tłum, ale ci z parciem na cyfrę zawsze byli w stanie znaleźć coś do złojenia a ci bardziej leniwi -znaleźć kawałek cienia do hamaka rozwieszenia.
Czesi byli wyluzowani na tyle, że asekurowali siedząc na turystycznych krzesełkach a do Rosjan wystarczyło odezwać się w ich ojczystym języku, żeby spakowali manatki i poszli gdzie indziej.
Zasadniczo w północnej części jeziora Garda każdy, komu nieobca jest jakakolwiek forma aktywności fizycznej znajdzie coś dla siebie. Można pobiegać romantycznymi deptakami nad wodą, można wjechać na rolkach na pobliską Monte Brione- widoki niezapomniane a zjazd nawet bardziej.
Można zwiedzić zamek w Arco a dla wielbicieli lokalnej fauny i flory godne polecenia jest arboretum, w którym dosłownie żółwie z ręki Ci jedzą.
O ile uda się trafić w pogodę nie można się tu nudzić. My mieliśmy trzy dni z deszczem, ale Silna Grupa pod Wezwaniem w składzie: Dwóch Kotusiów, Dwóch Doktorów, Dwóch Błaszczyków z Przychówkiem , Pirat i Starszy Wilk degustowała lokalne trunki i specjały kuchni śródziemnomorskiej. A także wieczorami oddawała się rozrywkom intelektualnym:)