Siurana – tydzień we wspinaczkowym raju

Sezon w polskich skałach jeszcze nie dobiegł końca, a już zacząłem myśleć gdzie wybyć kiedy pogoda u nas nie pozwoli na ruszanie się poza panelem. Plany były różne i jak to niestety czasem się zdarza posypały się. W pierwszej kolejności rozważałem Osp.img_0248

Jednak z powodu wielu przeciwności losu i mojej winy wyjazd w ten ogródek wspinaczkowy nie doszedł do skutku. Właściwie pogodziłem się już z myślą, że jesień trzeba będzie spędzić obcując tylko ze sztucznymi formacjami. Wtedy z pomocą przyszła niezawodna Ewa i zaproponowała abym razem z nią, Kubą i Tomkiem poleciał do Siurany. Niewiele myśląc zgodziłem się. Dzisiaj mogę jednoznacznie stwierdzić, że decyzja ta była przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.img_0239-75

Lecąc do Siurany nie zaprzątałem sobie głowy sprawami organizacyjnymi takimi jak dojazd, nocleg czy pozyskaniem topo rejonów. Spowodowane to było tym, że Tomek wspinał się w tym miejscu już niejednokrotnie, więc w całości zdaliśmy się na jego doświadczenie i zmysł organizatorski. Aby dostać się do miejsca docelowego polecieliśmy z lotniska Modlin do Barcelony (El Part) gdzie wypożyczyliśmy samochód. Po niecałych 2 godzinach jazdy byliśmy już na miejscu. Warto nadmienić, że kiedyś podobno można było lecieć do Reus z którego do Siurany jest już naprawdę bardzo blisko. Niestety póki co z Modlina takiej opcji nie było.

Plan na wyjazd był prosty. Śpimy gdzie nam się spodoba, wstajemy kiedy chcemy, wspinamy się po drogach o trudnościach 7a lub więcej pozwalających na pokonanie Os/Flash albo szybkie Rp  bez dni restowych. Takie założenia pozwoliły nam spędzić wyjazd w miłej atmosferze bez nastawienia na cyfrę i harde wspinanie. Ponieważ prognoza pogody była więcej niż optymistyczna trzeba było przejść do realizacji planu.

img_0278I tak pierwszego dnia, po zjedzeniu śniadania i wypiciu kawy w knajpie wspinaczkowej, przy której mieści się kemping, zamiast się wspinać poszliśmy na spacer. Najpierw zwiedziliśmy Siurane, która jest zabytkowym miasteczkiem. Stojąc na jednym z tarasów widokowych i patrząc na otaczającą nas przestrzeń dotarło do mnie, że wspinanie tutaj musi być jedną z najlepszych rzeczy na świecie. Po zwiedzeniu całego miasteczka, na co nie trzeba zbyt dużo czasu, poszliśmy na spacer po najbliższym ogródku skalnym. Kiedy Tomek oprowadził nas i wybrał potencjalne drogi, od których możemy zacząć nasze wspinanie wróciliśmy po szpej. Godzina była już raczej późna ale nas to nie zniechęcało. Podeszliśmy ponownie pod wybrany sektor i rozpoczęliśmy przygodę ze wspinaniem w Siuranie.

Naszym pierwszym sektorem było Can Piqui Pugui. Rozległy sektor, w którym znajdziemy drogi zarówno dla początkujących wspinaczy jak i dla tych bardziej doświadczonych. Mur skalny na którym się wspinaliśmy ciągnie się niemal w nieskończoność, oferując niesamowitą ilość wspinania. Pod pierwsze drogi podejście z parkingu img_0138-15-copyzajmie nam około minuty, my jednak wybraliśmy drogi w dolnej części rejonu pod które dojście zajmuje około 10 minut ścieżką w dół. Zaczęliśmy od wspinania na krótkiej, bo około 20 metrowej, drodze o wycenie 6c+ (Tocame-La Sam), która okazała się dość wytrzymałościową linią po dobrych krawądkach. Jak się później przekonałem, jest to dość typowe wspinanie w Siuranie. Kiedy wszyscy mieli już za sobą pierwsze prowadzenie można było przejść do realizacji planu wspinania po siódemkowych trudnościach. Tomek od razu zaatakował 7c+ co nie dziwi a Kuba z Ewa poszli na bardziej przewieszone dwudziestometrowe 7a. Ponieważ dzień się kończył, postanowiliśmy zostawić sprzęt w skale i wrócić następnego dnia.  W ten rejon wracaliśmy jeszcze dwukrotnie, jednak zatrzymując się na jego samym początku (Can Melafots), gdzie próbowaliśmy swoich sił na drodze o nazwie Hostia za 7b.

Drugim skalnym ogródkiem, położonym nieco niżej, było El Pati. Podejście biegnie wyraźnymi wydeptanymi ścieżkami przez zarośla. Pod skałą, która ma południowa wystawę, był całkiem spory tłum i co chwile ktoś się przewijał. Ponieważ, jak wspomniałem, wcześniej nie mieliśmy napinki na harde wspinanie, od rana do nocy zajęliśmy kolejki do najbardziej obleganych dróg i czekając rozkoszowaliśmy się piękną pogodą, niesamowitymi widokami i przestrzenią, która nas otaczała. Jak się później okazało drogi nie były oblegane bez powodu. Trafiliśmy na klasyki rejonu. Piękne długie bo 35 i 30 metrowe 7a. Każdy poprowadził pierwszą z nich (Ay mamita) w stylu os/flash, chociaż niektórzy nie chcą się do tego przyznać. Tuż obok zrobiliśmy jeszcze ładne, ale już krótsze bo około 20 metrowe, 7a+ (Crosta panic), zwieńczone nietrudnym przewieszonym bulderem. Dodatkowym atutem tego sektora była możliwość oglądania prób przejść spod znaku 9a+.

img_0070-copyW trakcie naszych dwóch ostatnich dni pobytu do słonecznej Hiszpanii przyleciała spora, bo aż 10 osobowa, ekipa z Łodzi. Razem pojechaliśmy do Margalefu, gdzie w miłej atmosferze spędziliśmy ostatnie godziny naszego wyjazdu. Jeden dzień poświęcony na wspin w Margalefie to jednak za mało aby móc wypowiedzieć się szerzej o tym miejscu.

Słowem podsumowania Siurana to miejsce, w którym oddycha się inaczej. Wysokie mury skalne, długie drogi w pionie i przewieszeniu oraz otaczająca przestrzeń czynią to miejsce wyjątkowym. Dla mnie wspinaczkowo to miejsce jest niemal idealne. Brakowało mi jedynie tuf i nacieków skalnych ale jestem świadomy, że w ciągu tygodnia zobaczyłem jedynie ułamek wspinaczkowego potencjału Siurany. Niewątpliwie będę chciał wracać do tego malowniczego i urokliwego miejsca. 

Paweł Walczak

Kwiecień 2024
P W Ś C P S N
« Sie    
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930